Najważniejsze rzeczy w życiu to - zawsze początek i koniec - Narodziny i śmierć Ostateczność...

Szanowni Państwo,

Uprzejmie proszę mi wybaczyć, że właściwie od dłuższego czasu, nie byłem aktywny na łamach Neon24.
Powodów było kilka, mniej lub bardziej ważnych, mniej lub bardziej też zrozumiałych. 
Nie publikowałem żadnych własnych artykułów, rzadko komentowałem. Ale uprzejmie informuję:
zawsze i codziennie, (kilka razy dziennie) wchodzę, zaglądam na nasz portal, czytam, aministruje.
Nie miałem jakoś czasu i motywacji aby pisać, aktywnie, autorsko uczestniczyć w dyskusjach na naszym portalu.
Ale, jak wspomniałem wyżej, powodów mojej „twórczej nieobecności”, było kilka. 
Nie będę wyliczał wszystkich (aby nie zanudzać), ale na marginesach faktów - wspomnę o jednym:
W pewnym sensie, chciałem się jakoś przekonać: jak Neon24, będzie funkcjonował beze mnie?
Być może moja dycyzja była bzdurna, ale, tak czy inaczej...bezspornym faktem jest to, że:
Neon24 ciągle działa/żyje własnym życiem; całkiem nieźle funkcjonuje nawet bez moich czynnych,
codziennych udziałów. A więc przyszłość Neon24- jest całkowicie w rękach społecznosci blogerów

Najważniejszym, głównym powodem mojej wielotygodniowej absencji, przynajmniej początkowo,
była sprawa nieco osobista, ambicjonalna...niestety, skomplikowana realiami mojej obecnej sytuacji życiowej...
Dla wyjaśnienia chciałbym na wstępie dodać i powtórzyć  że... 
Byłem i jestem z zawodu, powołania lekarzem. Jest tak właściwie już od czasów moich studiów w
Wojskowej Akademii Medycznej.
Byłem praktykującym lekarzem właściwie do okresu, w którym zacząłem inwestować w rozwój, budowę
i zarządzanie firmą Prywatnych Szpitali w Australii, poprzez spółkę Alpha Healthcare Limited.
Zgodnie z prawem Australii, jako Prezes i właściciel takiej Spółki Medycznej, nie mogłem jednak,
jednocześnie praktykować w zawodzie...

W połowie lat 90-tych XXwieku, wiedziony uczuciami „Latarnika” Sienkiewicza, zdecydowałem się jednak
sprzedać wszystkie swoje aktywa w Australii i..., wróciłem z powrotem do Ojczyzny.

Niestety, mój powrót do Polski, po kilku latach, z wielu rozmaitych powodów okazał się całkowitą
klęską/porażką biznesową...no i w ostateczności, ze względów czysto materialnych oraz życiowych,
zostałem zmuszony do powtórnej emigracji...
Mieszkam obecnie w Australii, gdzie mam całkiem przyzwoitą emeryturę - (no a przy okazji widok
z mieszkania na Ocean Spokojny).
Jestem spod znaku zodiaka Raka uwielbiam więc wodę; morza, oceany, ciszę, spokój - no i szum fal.
Jest mi tutaj, w Australii - dobrze, dostatnio i zdrowo. 
Jednak, jednocześnie...
Tęsknie bardzo i codzień - za Polską, (w Polsce mam ciągle Prawo Wykonywania Zawodu), ale...
w Polsce...moja emerytura wynosi 600zł/miesiąc; nie stać mnie na mieszkanie, ani też na życie tam. 
W sumie więc, perspektywy mego powrotu do Kraju - rysują się mało ciekawie, gorzej niż marnie...

Dodatkowo, analizując obecną sytuację w kraju, rodzą się codzień, w mej głowie różne pytania np:  
- „Jaka jest obecnie, dziś właśnie - Polska ”? 
- „Jak długo Polska, jako niezależny, choć „ukochany kraj” - będzie... jeszcze istnieć”?, 
no bo...przecież, chociaż: „Jeszcze Polska nie zginęła - póki MY żyjemy...” to jednak:
- „Jak długo MY, będziemy żyli...i czy mamy szanse uratować Nasz Kraj - 
    No i czym to zrobimy: szablami??? Przecież innej broni...MY Polacy - nie mamy!

Tak czy inaczej: „jestem nadal z zawodu i powołania lekarzem” i od kilku może nastu lat zacząłem
poważnie rozważać - aktywny powrót do zawodu. 
Moja tęsknota i pragnienia, bardzo się nasiły, szczególnie w okresie „Pandemii Covid” a w kilku
ostatnich miesiącach, już nie mogłem wprost przestać o tym myśleć, rozważać rozmaite opcje -
możliwe i dostępne w świecie realiów, w których na codzień żyję.
Niestety: odpowiedź na dylematy mojej współczesności była/jest pragmatycznie, życiowo prosta.
Muszę „czasowo”, z powodów realiów finansowych, pozostawać w Australii - na Antypodach. 
Taką pragmatyczną decyzję podjąłem już kilka razy; kilka miesięcy, kilka lat temu...
Takie są bieżące dylematy - mojego życia.

Wracając do moich własnych pragnień, marzeń: czynnego powrotu do zawodu lekarza, co zawsze
było i jest moim powołaniem. Nie jest to - tu, w Australii sprawa prosta. 
W sumie są 2 podstawowe problemy: czas i pieniądze. 
(Na marginesie to 2 główne probemy całej ludzkości). 
W Australii nie mam (od dłuższego już czasu) rejestracji medycznej, która jest wymagana, zgodnie 
z prawem do pracy w zawodzie lekarza. Aby odzyskać rejestrację, musiałbym pozdawać stosowne
egzaminy AMEC (Australian Medical Examinic Council) i aby to zrobić, muszę wpierw dobrze „odświeżyć”
swoją wiedzę medyczną. Potem, po zdaniu egzaminu AMEC, musiałbym popracować jako stażysta,
przez 12 miesięcy.
Dopiero wtedy mógłbym odzyskać rejestrację, zezwalającą na pracę lekarza ogólnego...
To wszystko wymaga właśnie czasu – no i...pieniędzy.

W ostatnich latach, powtarzałem sobie w myślach łacińskie słowa: „repetitio est mater studiorum”. 
(„Powtórka jest matką studiów”.) oraz...często,  poważnie rozważałem - jak to zrobić?

Takie były/są w podsumowaniu niestety - realia mojego obecnego życia...
Zdając sobie z nich sprawe, kilka miesięcy temu zacząłem studiować współczesną medycynę oraz dzięki
rozmaitym, dawnym znajomościom, uzyskałem zgodę na codzienne wizyty, na różnych oddziałach
Szpitala Uniwersyteckiego Queensland - według ustalonego grafiku 
(nie jako lekarz, ale tzw. „Medical Observer” - Obserwator Medyczny). 
Robiłem to - od poniedziałku do soboty, w godzinach 8.00-17.00. 
Czasem, mogłem też bywać na nocnych dyżurach. 
Nie miałem żadnych zadań i obowiązków leczniczych, mogłem patrzeć, słuchać, zadawać pytania i
obserwować wszystko to, co działo się na różnych oddziałach szpitala Akademii Medycznej. 
Nie mogłem jednak brać...czynnego udziału - w czynnościach terapeutycznych.
Takie były i są realia codzienności - mojego życie w ostatnich miesiącach...

Dlatego też nie byłem aktywnym blogerem NEON24 - w ostatnich miesiącach.  
Dodatkowo...
Muszę przyznać, że właściwie, od pierwszego dnia i godziny mojej nauki w szpitalach -
czułem się jednak, jakoś dziwnie, nieswojo; z jednej strony, jako jakoś „zmartwychwstały”
student medycyny (wspominałem dawne młode lata z WAM), z drugiej strony odnosiłem dziwne
wrażenia, że to jakiś inny...niezrozumiały i nie mój świat, że codzień, w szpitalu oglądam jakieś
nieznane mi filmy „science-fiction”.

Czasami, trudno mi się było/jest pogodzić z tym co mówili inni, młodzi lekarze, na wiele spraw
miałem całkiem inne poglądy i zdanie...
Po kilku dniach prób nawiązania dyskusji, porozumienia, zacząłem milczeć; obserwowałem ale
przestałem wogóle zadawać pytań, dyskutować, wyrażać własne opinie.
Zamieniłem się w dokładnego, milczącego obserwatora, próbując zrozumieć realia współczesnej
rzeczywistości, funkcjonujące obecnie w świecie medycyny.
Nie będę cytował szczegółów ani też nazwisk - bo w sumie, to być może jest bez znaczenia.
Najważniejsze rzeczy w życiu to - zawsze początek i koniec - Narodziny i śmierć.

Ostateczność...

Po kilku tygodniach wizyt w Szpitalu Uniwersyteckim i wieczornych analizach wydarzeń każdego dnia,
zacząłem miewać narastające wątpliwości - odnośnie mego powrotu do zawodu lekarza.
Zacząłem dochodzić do wniosku, że jednak moje plany i marzenia może są i może mogą być...
wprost nierealne. 
Ja przecież - myślę całkowicie inaczej odnośnie tematów zdrowia człowieka, etiologii chorób
oraz diagnostyki i leczenia. 

Wogóle, moje poglądy na temat medycyny, są całkiem inne od tych, które funkcjonują na codzień 
w obecnym świecie medycyny...Zacząłem więc wysuwać wnioski, że...

Ja przecież chyba jestem z innego świata....
Ja chyba już, nie należę do tego współczesnego świata....
Ale jeżeli tak rzeczywiście jest - co mam robić dalej?
Czy muszę pogodzić się z realiami współczesnej rzeczywistości i próbować z nimi być - żyć, 
czy też, może nadszedł już czas...aby w spokoju ducha i sumienia...odejść na bok...w zaświaty? 

Koniec części 1-szej

Ryszard Opara