Analizując pojęcie pracy, jako zjawiska społecznego, na przestrzeni wieków, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że praca z jednej strony, stanowi największą wartość i dobro humanizmu – z drugiej zaś jest też największym przekleństwem człowieka.

Praca stanowi podstawę dobrobytu, tworzenia i rozwoju - jest jednocześnie narzędziem niewoli i manipulacji społecznej. 

 

Zastanówmy się więc – jaka jest i jaka powinna być rola i definicja pracy w naszym życiu?

Co jest pracą a co tworzeniem?

Jaki jest sens pracy w życiu, być może pomoże nam to zrozumieć także sens naszego życia.

 Dlaczego praca jest ciągłym źródłem konfliktu pomiędzy przedsiębiorcami i zatrudnionymi.

Kto tak naprawdę jest pracodawcą a kto pracobiorcą?

Czy jest możliwe aby pogodzić interesy jednych i drugich (pogodzić ogień z wodą) w interesie wspólnym – budowania dobrobytu narodowego.? Budowania Wielkiej Polski.

 Poniżej, kolejny wykład Prof. Ancyparowicz. Proszę zwrócić uwagę, szczególnie ostatni akapit.

 Ryszard Opara



 

 

Dlaczego pracodawcy domagają się elastycznego czasu pracy?

 Praca jako zjawisko społeczne, zarazem działalność produkcyjna, konieczna dla zaspokajania różnorakich potrzeb bytowych, od wieków budziła zainteresowanie myślicieli i praktyków. W ustroju wspólnoty rodowej i formacjach niewolniczych pracę traktowano jako swoistą drogę  życiową. Filozoficzny sens pracy, starali się odkryć Arystoteles i Platon, pragmatycy tacy jak Tukidydes, Ksenofont zastanawiali się jak ją ułatwić, poprawić jej efektywność ekonomiczną. Chrześcijaństwo postrzegało pracę jako środek konieczny do utrzymania w zdrowiu duszy i ciała - źródło cnót, bez których nie można osiągnąć zbawienia. Do czasu św. Tomasza z Akwinu i jego koncepcji ceny sprawiedliwej, jako wynagrodzenia w ziemskim wymiarze - za pracę i przysługi wyświadczone bliźnim.

 

Okres pierwotnej akumulacji kapitału, przypadający na czasy wielkich odkryć geograficznych, charakteryzował się dużym zapotrzebowaniem na robotników, toteż „prawo ubogich”(regulacje w latach1576-98, skodyfikowane w1601r.),  nakładało prawny przymus pracy na wszystkich, z wyjątkiem szlachty. Właściciele manufaktur uważali siebie za dobroczyńców ludzkości. W memoriale z 1696r skierowanym do króla Anglii czytamy: „ubodzy mogą zabierać swoje dzieci z ulicy i mogą wyrywać je z ich nieróbstwa, aby postawić je do pracy przy wełnie i wrzecionie, dzięki czemu 5-cio letnie dziecko, może zarobić 4 pensy dziennie, mając przy tym możność dzięki nabytemu doświadczeniu, stać się później dobrym robotnikiem. Bernard Mandeville (1670-1773) w „Bajce o pszczołach” dowodził, że matactwo, luksus, pycha, darzą nas czymś co jest jak zdrowie - bo żaden wielki naród nie może być szczęśliwy - bez wielkiego mnóstwa pracujących ubogich.

 

W wieku XVIII zaczęto doceniać ekonomiczny sens pracy, jako źródła bogactwa w wymiarze indywidualnym i społecznym. Franciszek Quesnay, nadworny lekarz Ludwika XV, poszukując sposobu na ratowanie pustego skarbca królewskiego, doszedł do wniosku, że tylko praca naturalna (na roli, w górnictwie) przysparza bogactwa.W 1776r. Adam Smith, z Anglii, napisał traktat:Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów, w którym pojawiła się myśl, że „praca ludzka była pierwszą ceną, pierwotnym pieniądzem nabywcy, którym się płaciło za wszelkie przedmioty”. Ale kiedy powstała własność prywatna, wytwórca musiał się dzielić z właścicielem kapitału i ziemi swoimi dochodami. Problem wyzysku pracowników najemnych rozwinął Karol Marks w wydanym w 1867r. „Kapitale”, przestrzegając, że nędza proletariatu doprowadzi do bezpardonowej walki klas i ostatecznego wywłaszczenia kapitalistów najpierw w Niemczech, potem w całym cywilizowanym świecie. To hasło podchwycili: Lenin, Stalin i ich następcy. Interpretatorzy i komentatorzy marksizmu postarali się, by z oryginalnej myśli marksowskiej pozostało tylko tyle, by dobrze dokumentowała program partii komunistycznej.

 

Czas zweryfikował negatywnie wiele marksowskich tez i prognoz, ale niektóre z nich nadal pozostają aktualne. Co więcej, znalazły praktyczne zastosowanie na Zachodzie w dziedzinach – wydawałoby się, bardzo odległych od ekonomii politycznej czy politologii. Na przykład mało kto wie, że marksowski podział pracy na uprzedmiotowioną i żywą występuje w metodologii rachunków narodowych. Zastosowano go także, w konstrukcji podatku od wartości dodanej (VAT, zwany w Polsce PTU). Praca uprzedmiotowiona tkwi w obiektach i przedmiotach, które powstały w poprzednich okresach sprawozdawczych. Z grubsza odpowiada temu, co w nazywamy „zużyciem wewnętrznym”. W zakres tego pojęcia wchodzi: amortyzacja budynków, środków trwałych, koszty zużytych surowców, komponentów, energii. Praca żywa to praca człowieka, który przekształcając dobra wcześniej istniejące a tym samym tworzy nowy, całkowicie odmienny, pod względem cech użytkowych produkt. Do wartości już istniejącej dodaje nową wartość (wartość dodana), na którą składa się praca wykonana w czasie opłaconym (wynagrodzenie) i praca świadczona w czasie nieopłaconym (produkt dla społeczeństwa, z którego pochodzi zysk, renta gruntowa i środki na inwestycje).

 

Wynagrodzenie jest ceną siły roboczej, zmienia się historycznie i geograficznie, w zależności od kosztów utrzymania pracownika i jego rodziny. Praca wyżej kwalifikowana, o wyższej wydajności (praca pomnożona), tworząca wyższą wartość dodaną jest lepiej opłacana od pracy prostej, nie wymagającej specjalistycznego przygotowania. Na cenę siły roboczej wpływa też: model konsumpcji, popyt (liczba ofert pracy), podaż pracy (liczbą aktywnych zawodowo osób). Tyle teoria. W praktyce, minimalna, przeciętna i nasza indywidualna płaca zależy od bardzo wielu czynników kształtujących naszą osobistą atrakcyjność dla potencjalnego pracodawcy. Jednak, jeśli spojrzymy na rynek pracy z dystansu, możemy dostrzec, że niemal zawsze w krajach wysoko rozwiniętych, gdzie standard życia jest wyższy (wyższe są koszty utrzymania pracownika), wynagrodzenia są wyższe, niż w krajach zaliczanych do rynków wschodzących, gdzie oczekiwania pracowników są skromniejsze. To samo zjawisko występuje również w obrębie danego kraju; koszty utrzymania w wielkiej aglomeracji są z reguły wyższe niż w małej miejscowości czy na wsi. Tłumaczy to dlaczego obserwujemy tak znaczne rozpiętości minimalnych i przeciętnych wynagrodzeń w układzie przestrzennym i branżowym.

 

Pracodawca, jako człowiek racjonalnie gospodarujący (homo oeconomicus), nie kieruje się altruizmem, dąży do maksymalizacji własnych zysków, korzyści; toteż stara się minimalizować koszty własne (w tym robocizny). Gdyby postępował inaczej, zniszczyłaby go konkurencja. W dobrze pojętym interesie każdego przedsiębiorcy jest wydłużanie czasu pracy bez dodatkowego wynagrodzenia. Służą temu: elastyczny czas pracy, umowy cywilno-prawne, zamiast umów o pracę, nieterminowo wypłacane wynagrodzenia stanowiące „bezodsetkowy” kapitał obrotowy. To podpowiada intuicja. Jeśli ktoś chce wiedzieć więcej i pragnie by personel firmy utożsamił swoje cele osobiste z celami pracodawcy może zapoznać się z dorobkiem dyscypliny naukowej, która powstała w Stanach Zjednoczonych w latach 80. XX wieku i nazywa się „zarządzanie zasobami ludzkimi”.

 

Z makroekonomicznego punktu widzenia, zbyt niska (w stosunku do wydajności) dynamika wynagrodzeń prowadzi do kryzysów nadprodukcji, a te szkodzą zarówno poszczególnym producentom, jak i ogółowi. Do 1929 r. nie zdawano sobie sprawy, jak bardzo istotną rolę w podtrzymywaniu dobrej koniunktury odgrywa popyt gospodarstw domowych utrzymujących się pracą najemną. Wielki Kryzys zaprzeczył dogmatowi o homeostatycznych właściwościach wolnorynkowej gospodarki i wtedy pojawiły się dwa wielkie nazwiska w historii myśli ekonomicznej. Michał Kalecki już w w 1933 r. dowiódł, że nie uda się wykorzystać potencjału ekonomicznego i ludnościowego, przy biernej postawie państwa wobec wyzysku pracowników.

 

Tę problematykę podjął również John Maynard Keynes, w wydanej 1936 r. Ogólnej teorii zatrudnienia, procentu i pieniądza. Interwencjonizm – wbrew sloganom neoliberałów – stał się fundamentem „państwa dobrobytu” (welfare state). Zamożność metropolii budowano dawniej kosztem kolonii. Obecnie robi się to, wyzyskując pracę i ludność krajów Trzeciego Świata. A kiedy odzyskały one tożsamość narodową i suwerenność polityczną - stosuje się inne metody.

 

Polegają one na przenoszeniu branż i technologii pracochłonnych, surowcochłonnych i zanieczyszczających środowisko naturalne, do krajów z grupy rynków wschodzących (emerging markets). Najbardziej atrakcyjne są te, które dysponują dużymi zasobami karnej, nisko opłacanej siły roboczej i pod jakimś pozorem można je wykreować na lokalnego lidera w regionie. Skala wyzysku miejscowej ludności, zależy oczywiście od postaw elity władzy krajów - goszczących zagranicznych inwestorów.

 

Ustępując żądaniom Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i innych globalnych i regionalnych organizacji, wielkich koncernów, forsując korzystne wyłącznie dla nich zmiany przepisów i prawa. Żaden polityk nie ujawni, że ma na uwadze uzyskanie okazji do otrzymywania łapówek lub dostępu do intratnych udziałów, czy nawet czysto polityczne (wyborcze) interesy. Ceną za taką postawę kompradorskich elit jest: drenaż kapitałowy kraju, niepełne wykorzystanie potencjału wytwórczego, likwidacja rodzimego przemysłu, bezrobocie (stopa rzędu 13-16% - aby trzymać w szachu ludzi utrzymujących się z własnej pracy), szeroki margines szarej i czarnej strefy w gospodarce narodowej oraz permanentny kryzys finansów publicznych.

 

Profesor Grażyna Ancyparowicz



 

Ostatnie 2 akapity, to historia Naszego Kraju czasu transformacji.  „To jest Polska właśnie”…

Każdy Polak, wszyscy powinni tego nauczyć się na pamięć i powtarzać co dzień jako własną ”mantrę” motywację do działań – w obronie i dla odbudowy Naszego Kraju.

 

Ryszard Opara